5 powodów, dla których nie powinniście nigdy jechać do Rumunii

Beznadziejne drogi, wszechobecne furmanki, Cyganie czyhający na każdym rogu, szczerząc złote zęby na myśl o zawartości naszych kieszeni. Nic ciekawego, bieda aż piszczy, a jeśli już się wybierać, to chyba na objazd, żeby zakopać się w hotelu i dreptać za przewodnikiem bezpiecznymi szlakami. Kto nas śledzi, ten wie – byliśmy na wakacjach w Rumunii. Była dla nas wielką niewiadomą: czytaliśmy nieco w Internecie, mamy przewodnik, kilka opinii znajomych osób, które już odwiedziły kraj Drakuli. To niewiele, bo jak się okazuje wyobrażenia i opisy nie dorównują w żaden sposób temu, co czekało na nas na miejscu. My już to wiemy, a teraz Wy dowiedzcie się, dlaczego nie powinniście odwiedzać Rumunii.

1. Beznadziejne drogi

Narzekamy na nasze, polskie, usiane dziurami, dziurzyskami, łatami i koleinami malowniczo rozsianymi po ich powierzchni. Po wyjeździe do Rumunii humor powinien nam się nieco poprawić, kompleksy zostaną uleczone raz na zawsze. Nasze auto przeżyło, jednak polecamy uzbroić się w duże pokłady cierpliwości i przygotować się na wszystko – remonty, ciężki sprzęt, szutrowe dróżki, wąskie przejazdy, drogowców, dziury wielkości całego chyba kosmosu… Po prostu bądźcie gotowi na wszystko, a wtedy przynajmniej nie będziecie się czuli rozczarowani tym, że podróż:

a) trwa dłużej, niż założyliście – właściwie tak długo, że nie wiecie już dokąd jechaliście
b) wytrzęsła z Was cały entuzjazm
c) naraziła Was na straty, bo musieliście naprawić samochód już po kilkudziesięciu kilometrach
DSC094731

2. Furmanki

Drugi powód związany jest bezpośrednio z drogami, ale jest to taki fenomen, że po prostu zasługuje na osobny punkt. F jak fenomen i f jak furmanka. Chciałoby się rzec: fszędzie. Nie dość, że zasuwacie po dziurach (zasuwacie, hehe, taaaa), to jeszcze nie możecie wyprzedzić 3745 furmanek na wąskiej, beznadziejnej drodze. Wdychacie więc zapach wsi, bo tak blisko konia nie byliście od 1990 roku i wakacji u babci, z przymusu podziwiacie podobne do siebie krajobrazy, bo i tak jedziecie na tyle wolno, że w sumie moglibyście iść piechotą. Liczbę furmanek, które widzieliśmy przez ten tydzień podałam oczywiście w przybliżeniu, jednak jestem praktycznie pewna, że było ich więcej. DSC088141

3. Nieszczególna kuchnia

Nie wiem jak Wy, ale my jadąc za granicę zawsze stołujemy się w lokalnych knajpach, albo – rzecz jasna – u gospodarza, jeśli mamy okazję być goszczeni. Tym razem nie mieliśmy takiej okazji (o niegościnności Rumunów osobny podpunkt poniżej), więc pozostały knajpy, sklepy, budy i kramy. Jedzenie jest jedną z największych przyjemności w takiej podróży, byliśmy więc minimalnie rozczarowani: wszędzie mamałyga, która smakuje jak jakieś papu dla dzidziusiów. Piwko w miarę ok, ale oczywiście pijaliśmy lepsze. Nie wiem w sumie czym wypełnić ten podpunkt, bo najlepsze, co jedliśmy przez cały wyjazd to mielonka krakowska z dwudniowym chlebem, jajka, pomidory i kotlety zabrane z domu. A na miejscu salwowaliśmy się ucieczką do marketu. DSC078791

4. Ludzie

O Polakach mówi się m.in., że są gościnni i to prawda: kiedy przyniesiesz flaszkę, serca się otwierają. Z Rumunami jest nieco inaczej… Byliśmy przygotowani na każdą ewentualność, wioząc w bagażniku tonę cukierków i morze wódki. Przydały się, i owszem. Szkoda tylko, że nasze zapasy wyczerpały się już w pierwszy dzień, bo każdy wyciągał rękę po nagrodę za prawidłową odpowiedź w grze: Dokąd teraz, panie? Poza tym natężenie Cyganów na metr kwadratowy jest tak duże, że szkoda gadać. Wiadomo, w końcu to Rumunia. DSC094511

5. Nic cieeekaaaawegoo [zieew]

No i to jest największa bolączka naszej wycieczki: nie zobaczyliśmy w sumie nic ciekawego… Spodziewaliśmy się, że liźniemy trochę kraju, o którym mamy blade pojęcie, i w którym nasza noga dotychczas nie postała. Liznęliśmy, tylko nie smakowało nam po prostu. Takie same miasta, w ogóle wszystko podobne do siebie tak, że trzeba uważać, żeby nie jeździć w kółko. Zero infrastruktury, atrakcji tyle, co prawdy w opowiastkach o Drakuli. Moglibyśmy jakoś przełknąć niespecjalne jedzenie, pogodzić się z tym, że auto wymaga naprawy po zaledwie tygodniu zwiedzania, a Rumuni są, jacy są. Ale jeśli zrobiliśmy te „kilka” kilometrów, a na miejscu nic nas nie zachwyciło, to lekka lipa można rzec. Co ta Rumunia, to ja nawet nie.  Zdjęcia poglądowego brak, bo żadne z naszych zdjęć nie pokazuje nic niesamowitego, nie robi szału, nie urywa dupy.

A teraz najważniejsze: jeżeli uwierzyliście w cokolwiek, co tu napisałam, właśnie śmieje się z Was szalony, transylwański lew spod zamku Peles. Zdecydowałam się na ten tekst, bo jedno jest pewne – Polacy lubią narzekać i koloryzować – dlatego wyobrażenia wielu osób o tym, jak też może być w Rumunii kończą się na złych drogach, tabunach Cyganów, Drakuli i pewnym niepokoju. Zupełnie niepotrzebnie. My też słyszeliśmy takie opowieści przed wyjazdem, a teraz śmiało mogę je włożyć między bajki. Relację z Rumunii podzielę z pewnością na kilka mniejszych postów, żebyście mogli nieco się jej przyjrzeć i zweryfikować to, co myśleliście na temat tego pięknego i wyjątkowego kraju. Póki co napiszę tylko, że bardzo chcemy tam wrócić, zostało sporo do zwiedzenia.

A dla naiwnych i poddających się stereotypom – lew z Peles. DSC083701

12 myśli w temacie “5 powodów, dla których nie powinniście nigdy jechać do Rumunii

  1. caiabalcania pisze:

    Uff Marta! Czytałam od samego początku z niedowierzaniem, ze to co piszesz to prawda! To się mogą niektórzy nabrać na chwytliwy tytuł 🙂 Rumunia jest piękna, wiec czekam na szczegóły Waszej podróży! 🙂

    Polubienie

  2. Gregg pisze:

    kur*** … a innej czcionki nie mozna było wytrzasnąć ???? Jakiegoś pogrubienia? Ciekawe sprawy opisujecie , ale oczy wlepiam w monitor i ledwo coś widzę :/

    Polubienie

    • niestworzonehistorie pisze:

      Gregg – powoli przenoszę się w nowe miejsce. To powstało z potrzeby serca i w porywie chwili, więc nie jest zbytnio dopieszczone 🙂
      Daj prostej kobiecie, niezaznajomionej z techniką nieco czasu, a i czcionka będzie piękna, kur**! 😉

      Polubienie

  3. Gregg pisze:

    Teraz czcionka jest już czytelna 🙂 Łatwiej się czyta , no i fajniej to wygląda.
    Jedyna uwaga – złe założenie , że Polacy lubią narzekać i koloryzować. Nie wszyscy przecież. Ale nie dyskutujmy o tym , bo felietonik jest naprawdę fajny.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Gregg Anuluj pisanie odpowiedzi